Miało być minimalistycznie…

Ten blog powstał w 2019 roku. Powstał, ponieważ w tamtym momencie bardzo chciałam wrzucać do Internetu własne treści. I wówczas uznałam, że minimalizm będzie dobrym tematem przewodnim dla bloga. Od tamtego czasu nieco zmienił się charakter treści, które tu wrzucam, a minimalizm w swoich wpisach traktuję nieco po macoszemu.

Co z moim minimalizmem?

Cóż, już po samych treściach widzicie, że przechodzi delikatny kryzys. Minimalizm nie jest czymś, co w 100% zaprząta moje myśli. Ale wiem, że wiele osób zagląda tu szukając treści właśnie z nim związanych, więc nie pozostaje mi nic innego jak zagryźć zęby i wrócić do tematów stricte i około minimalistycznych.

Ok, napisałam “zagryźć zęby”, ale też nie chcę, aby zabrzmiało to jak wielkie poświęcenie. Po prostu są obszary, gdzie faktycznie bliżej mi do filozofii minimalizmu. W innych natomiast już nieco zatraciłam tę ideę. Czy to hipokryzja? Czy to “udawany” minimalizm? Według mnie nie. Jednak wiem, że każdy patrz na to we własny sposób.

Tak czy siak, o ile dwa lata temu byłam bliżej minimalizmu, dziś ze względu na różne projekty, jakich się podejmuję, nieco się od niego oddaliłam. I choć idee minimalizmu nadal są bliskie mojemu sercu, nie zawsze idą w parze z moimi działaniami.

Projekt #nonshopping

Tu jest mocno kryzysowo. Choć nie szaleję na zakupach co tydzień, kilka mniejszych lub większych wypadów się zdarzyło. Jednak postawmy sprawę jasno – w mojej szafie są ubrania, w które się już nie mieszczę, albo po prostu mi się nie podobają. A w swoich outfitach chcę się czuć dobrze. Dlatego musiał nadejść moment niemal całkowitej wymiany garderoby.

Shopping

Dobra, tak naprawdę musi nadejść, bo to jeszcze się nie wydarzyło. Jednak jest to temat na bliższą przyszłość. Chcę zrobić mocne wietrzenie magazynów i po prostu puścić swoje ubrania dalej w świat, nawet za bezcen. Ilość moich ubrań obecnie mocno mnie przytłacza, choć pewnie w ponad połowie z nich nie chodzę z różnych powodów.

Z drugiej strony do mojej szafy trafiają nowe ubrania. I prawdę mówiąc, nie mam z tym problemu. Nie umiem poświęcić własnego komfortu dla zasady. Wiem, że nie kupuję wiele. A także, że wiele z moich dotychczasowych ubrań zyska drugie życie. Dlatego kwestią czasu jest, aż wrócę na właściwe tory, a minimalizm do mojej szafy (choć pewnie nie w formie garderoby kapsułowej), jeszcze wróci.

Rzeczy, przedmioty, materiały

Muszę przyznać, że jedną z największych przeszkód w moim minimaliźmie jest projekt o nazwie Madena Handmade. Od bardzo wielu lat szukałam pomysłu na biznes i wymyśliłam sobie akurat to. Najpierw miały to być hafty na ręcznikach, koszulkach, itp. A wszystko poszło w stronę projektowania i szycia maskotek. I jestem z tego powodu bardzo zadowolona, ponieważ daje mi to niezwykle wiele satysfakcji. Jednak w tej branży, do produkcji potrzebne jest wiele materiałów, pluszy, wypełnień i innych akcesoriów.

A jeśli doliczymy sobie do tego zajawkę na szydełkowanie i dzierganie czapek… No cóż, przydałaby mi się osobna pracownia na to wszystko. Niestety, na ten moment nie mogę sobie na to pozwolić, więc te wszystkie rzeczy upycham gdzie się da. Zatem nie trudno sobie wyobrazić, że jest tego całkiem sporo. I momentami czuję się delikatnie przytłoczona.

Jednak to nie sama ilość mnie niepokoi. Bardziej frustruje mnie fakt, że obecnie nie jestem w stanie utrzymać w tych rzeczach takiego porządku, jakbym chciała. Marzy mi się niewielka pracownia, w której hafciarka i maszyna do szycia mają swoje stałe miejsce. Gdzie mam odpowiednie regały na materiały oraz na gotowe maskotki, a także potrzebne akcesoria.

Obecnie co prawda mam na oku jedno miejsce, jednak ze względu na dość długi wyjazd, odkładam decyzję o jego wynajęciu na czas po powrocie. Wyszłam z założenia, że jeśli będzie wtedy jeszcze dostępne, to będzie przeznaczenie 🙂

Na czym się skupiam

Kilka tygodni temu miałam w głowie porządny kryzys. Pokłosiem tego jest mój wielki powrót na siłownię – staram się to robić regularnie, choć z różnym skutkiem. Do tego trzymam dietę – tu zdarzają mi się tylko niewielkie potknięcia. Jednak te kilka tygodni przyniosło już mojemu ciału (mniejsze) oraz mojej głowie (tu większe i lepsze) rezultaty.

Ponadto, ostatnimi czasy jedna rzecz mocno poukładała mi się w głowie – tu z kolei pokłosiem jest projekt zyczmiszczescia.pl. Więcej na ten temat możecie przeczytać tam na stronie, ale mogę zdradzić, że plany są ambitne i kosztowne – dążę do tego, żeby w przyszłości otworzyć własny pensjonat w Grecji. Więc będę się łapać różnych sposobów, aby ten plan zrealizować.

Jednak tamta strona przyniosła korzyść i temu blogowi – wpadłam w taki rytm pisania, że jest duża szansa na powrót regularnych treści i tu na bloga. Może nie będą w 100% minimalistyczne. Może czasami nawet będą stały na przeciw minimalizmowi, jednak widzę tu mocne szanse rozwoju.

Instagramy, YouTuby… to obecnie w dużej części leży i kwiczy, jednak moja doba nie jest z gumy. Jeśli dołożymy do tego pracę na etacie, która z dojazdami zajmuje mi średnio 10h dziennie – sami rozumiecie. Ale patrzę na przyszłość z ogromną nadzieją, uzbrojona w determinację i ambicje, więc nie widzę powodów, dlaczego moje projekty miałyby się nie udać.

A najbliższa przyszłość? #projektateny zbliża się wielkimi krokami. Zostało jeszcze 10 dni i coś, na co czekam z utęsknieniem od kilku dobrych miesięcy, w końcu się zrealizuje. 4 tygodnie w tym wspaniałym mieście…

1 thought on “Miało być minimalistycznie…”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top