No dobrze, dziś wciąż zostajemy w temacie postanowień noworocznych. Ale odejdziemy nieco od kwestii finansowych, na rzecz tych zdrowotnych. Poniżej podzielę się z Tobą moimi kilkoma przemyśleniami na ten temat. Może czymś Cię zainspiruję. /Ta Baba w tytule to ja ;)/
Dieta anty-Cud
Już kilkukrotnie wspominałam, że moja dieta w ostatnim czasie woła o pomstę do nieba. Nie wiem, gdzie podziały się wszystkie warzywa i owoce w moim jadłospisie… Póki co, nie ma dnia bez słodkiego batonika czy innej rozpusty. Buły, pizzerinki, zapiekanki, makarony, etc. Jasne, wszystko jest dla ludzi, ale bez przesady.
I piszę o tym wszystkim, aby dać Ci kontekst, z jakiego miejsca startuję. To nie jest tak, że płakusiam, bo jem za mało warzywek, mimo że 3 na 5 moich posiłków składa się z sałatek. Nie. Warzywek to ja jem kilka sztuk w tygodniu. Przez co frustruję się sama sobą. I piszę to dlatego, że może masz podobnie i gardzisz sobą równie mocno jak ja. Ale prawda jest taka, że to nie czas na pogardę tylko na zmiany. I nie czaruj się. Nie czekaj do 1. stycznia. Zmień to już dziś. Aby 1. listopada nie stał się Twoim Świętem szybciej, niż ktokolwiek by chciał.
Pomyślmy
Ok, wiemy już z jakiego punktu startujemy. Ale co dalej? Myślę, że to jest dobry moment, aby trochę pomyśleć. Po to, aby nie rzucać się z motyką na słońce, tylko wszstkie zmiany wprowadzić mądrze.
Jasne, możemy się w tym momencie wybrać do sklepu i nabrać do koszyka połowę Ryneczka Lidla, włożyć to wszystko do lodówki i zapomnieć. Kto z nas tak nie zrobił? Na pewno znasz te tiktokowe memy o treści “Siędzę w domu głodna, bo zdrowa ja robiła zakupy, a teraz prawdziwa ja nie ma co jeść”. Jestem przekonana, że jeszcze więcej takich historii wydarzy się już w styczniu. My chcemy tego uniknąć, prawda?
Dlatego proponuję Ci innego deala. Po prostu usiądź i zastanów się, jaki mniej zdrowy składnik diety możesz zastąpić zdrowszą alternatywą. Podam Ci przykład: może zamiast szynki lub sera położysz na kanapkę pomidora lub ogórka? Nie mówię, że szynka i ser są niezdrowe. Ale chodzi nam o to, żeby wprowadzić do diety trochę, albo i więcej warzyw i owoców. A jeśli tak jak ja, często posiłkujesz się gotowymi smarowidłami typu gotowa pasta jajeczna, to już nie sugestia tylko konieczność.
Na zdrowe alternatywy całych posiłków przyjdzie jeszcze czas. Ale na początku pomóżmy sobie małymi gestami. Ja, poza zamianą kanapkową, muszę i chcę zamienić batoniki na alernatywe przekąski. W moim wypadku będzie to mieszanka suszonych daktyli oraz orzechów. Stosowałam już ten patent w ubiegłym roku i doskonale się sprawdził. Potem wyjechałam na urlop i po powrocie nie udało mi się kontynuować tych zwyczajów.
Uwaga: jeśli zastosujesz patent z daktylami i orzechami pamiętaj o ich kaloryce. Zrób sobie mieszankę po 20 g jednych i drugich. To powinno wystarczyć. W sumie będzie to podobna gramatura do przeciętnego batonika, może niewiele mniejsza kaloryka, ale zdecydowanie bardziej korzystna.
Dieta cud
Zdarzały mi się momenty, gdy zastanawiałam się nad dietą pudełkową lub rozpisaniem diety przez profesjonalistę. I o ile to pierwsze rozwiązanie trochę nie spina mi się finansowo, tego drugiego nie wykluczam. A i zapisanych pomysłów na dietetyczne przepisy mam zapisane od groma, chociażby na Pintereście. Problem jest taki, że posiadanie rozpisanej diety czy zapisanych przepisów niczego nie zmienia. Trzeba wprowadzić to w życie.
Oczywiście, na cuda też nie liczę. Tak jak w innych kwestiach, opieram się tylko na swojej pracy. Bywa ciężko, ale wtedy też jest najbardziej satysfakcjonująco, pamiętaj.
Jak zawsze mam ambitne plany i zaczynam od dzisiaj (zamiast batonika zjadłam melona). Na śniadanie były kanapki z pomidorem. Obiad może nie będzie najbardziej zdrowy, ale nie gorszy niż jadam zazwyczaj. Na kolację zamiast kanapek będzie jogurt. Trzeba to zrobić rozsądnie, a nie na hurraa…
Ćwiczenia
Dziś tylko “liznę” tę kwestię. Ale uznajmy ćwiczenia za kolejny krok do poprawy samopoczucia i zdrowia. Mimo iż na siłowni spędziłam kilka lat temu naprawdę duuużo czasu, obecnie trudno mi do tego wrócić. A szkoda. Satysfakcja z moich kilkunastocentymetrowych bicków była nie do zastąpienia 😉
Żarty żartami, ale obecnie mój powrót do jakichkolwiek ćwiczeń to już nie kwestia chęci, ale konieczności. Siadają mi plecy. I bez wprowadzenia zmian, nie będzie lepiej. Wręcz przeciwnie.
W związku z tym, nie mogę oczywiście wjechać na siłkę na pełnej i zrobić treningu siłowego jakby nigdy nic. Wiem, w jakim jestem momencie, dlatego muszę zacząć od delikatnych ćwiczeń rozciągających i rozluźniających. Może jakaś delikatna joga. Skoro doprowadziłam swoje ciało do takiego stanu, nie mogę za karę katować go jeszcze bardziej, rzucając na głęboką wodę forsowania fizycznego.
Ale po co?
Nie wątpię, że znajdą się jednostki, które zadadzą to niezwykle istotne egzystencjalnie pytanie. Po co to wszystko? Mogę powiedzieć, że dla zrowia. I będzie to wyczerpująca odpowiedź. Ale za tym wszystkim jest coś jeszcze.
Za kilka miesięcy skończę 35 lat. Przy dobrych wiatrach (bo wiadomo, że życie może potoczyć się naprawdę różnie) mam do przeżycia jeszcze ok. 50 lat. Czy to dużo? Z jednej strony poprzednie 35 minęło jak jeden dzień. Z drugiej, można uznać, że całkiem sporo.
ALE… najlepszy okres dla mojego ciała już za mną. Wszyscy wiemy jak wygląda starzenie. Codziennie na ulicy mijamy ludzi, którzy byli w tym miejcu, w którym my jesteśmy dzisiaj. Ale mieli mniejsze możliwości. Dużo, dużo mniejsze. Pytanie brzmi, czy nam uda się być kiedyś tu, gdzie oni są? I w jakiej będziemy formie fizycznej?
W ciągu dnia przekminiam sobie w głowie naprawdę sporo rzeczy. Jedne są mądrzejsze, na inne szkoda glukozy. Ale ta jedna myśl dość mocno utkwiła mi w głowie. I uważam, że każdy choć przez kilka sekund powinien się nad tym zastanowić.
W jakiej zbroi chcesz utknąć w swojej jesieni życia? Zardzewiałej i usztywnionej czy jednak zadbanej i pozwalającej na jak największą samodzielność? Obecnie jestem na równi pochyłej do tej pierwszej. I nie chcę więcej.
Wiem, że życie różnie się toczy. Wiem, że póki jest dziś, jutrzejszy poranek jest tajemnicą. Nawet dzisiejszy wieczór. Ale to nie oznacza, że mam już dziś nie zadbać o coś, co – ze sporą dozą prawdopodobieństwa – będzie mi potrzebne za kilka lat. A czego nie wymienię ot tak, jak zardzewiałego łańcucha w rowerze.
Wiem, że medycyna idzie do przodu i każdego dnia zwiększają się jej możliwości. Ale to raczej znak, że będziemy życ dłużej, ale niekoniecznie w lepszych ciałach. Więc skoro piszę tu całkiem sporo o zadbaniu o naszą przyszłość finansową, zadbajmy też o ciało, abyśmy mogli cieszyć się nimi w komplecie.
P.S.
Dziś nie wspomniałam nic o piciu wody. Temu poświęcę inny wpis. W kolejce czeka również game changer jeśli chodzi o odchudzanie. Ale wszystko w swoim czasie 😉