Jak na jednym zakupie zaoszczędziłam ponad 1000zł rocznie?

Po przeczytaniu tego, co napiszę niżej, pewnie wielu z Was zakrzyknie: DOPIERO?!?! Tak, dopiero. Musiałam dojrzeć do tego zakupu i cieszę się, że w końcu to zrobiłam. Co kupiłam? Dzbanek filtrujący Dafi.

Jak do tego doszło?

Historia tego zakupu jest spontaniczna, jak wiele akcji w moim życiu. Ot, siedziałam sobie w pracy, gdy po biurze przeszła wiadomość, iż nie będziemy mieli już zamawianej wody w butelkach, tylko przechodzimy na wodę filtrowaną w dzbanku. Na początku nie do końca mi to odpowiadało, gdyż jestem fanką wody gazowanej. Jednak fakt jest fakt, nie miałam w tej materii zbyt wiele do gadania.

I w zasadzie, w kilka sekund pojawiła się u mnie żartobliwa myśl, że chyba muszę kupić dzbanek również do domu, aby się do takiej wody przyzwyczajać. Jeszcze tego samego dnia wybrałam się do marketu i zakupiłam omawiany dzbanek wraz z zestawem filtrów oraz dodatkowe opakowanie filtrów magnezowych.

Oczywiście, nie musiałam robić takich srogich zapasów. Po prostu były to wzięłam. Cała impreza kosztowała mnie niewiele ponad 70 zł, a mam zapas filtrów na 5 miesięcy. To nam daje ok. 14 zł miesięcznie. A to z kolei daje nam niecałe 50 gr. dziennie. Ale do kosztów jeszcze wrócimy…

Srogi fail

Wróciłam sobie wesolutko do domku i nie mogłam doczekać się, aż spróbuję wody z nowego źródełka. Ale ponieważ należę do osób, które zazwyczaj czytają instrukcję, zanim skosztowałam przefiltrowanej wody, zajrzałam w papiery. I mówiły jasno, że po zamontowaniu nowego filtra, zanim się napijemy, musimy przepuścić przez niego raz wodę, którą trzeba wylać. /Ewentualnie podlać kwiatki/. Tak też zrobiłam.

I jakież było moje zaskoczenie, gdy spróbowałam wody z kolejnej partii. Była okropna. Nie miała zmienionego koloru, ale miała mocno metaliczny posmak. Ale skoro wykonałam kroki wg instrukcji, myślałam, że woda w rurach jest tak zła, że filtr sobie z nią nie radzi i stąd ten smak. Zaciskając zęby, wypiłam tę partię wody, płacząc w duchu, że jak to ma tak smakować, to ja się poddaję. I jeszcze ten ból serduszka, że zrobiłam taaaki zapas filtrów… Na tamten moment myślałam, że po prostu będę musiała się przyzwyczaić.

Ale kolejne zaskoczenie spłynęło na mnie, jak następna partia wody do dzbanka. Po spróbowaniu okazało się, że była przyjemna, wręcz dobra. Więc po przemyśleniu sprawy, myślę, że prawdopodobnie filtr nie przepłukał się tak dokładnie, jak powinien. Przy kolejnych zmianach, będę płukać go dokładniej i przelewać wodę jakieś 2-3 razy.

Trochę kalkulacji

Zamiana wody butelkowanej na filtrowaną zazwyczaj wynika z dwóch rzeczy: ograniczenia plastiku i oszczędności. I tak, wiem, że do wody butelkowanej byłam przywiązana zbyt długo. Po prostu ciężko było mi zrezygnować z wody gazowanej. A jakoś na wynalazki pokroju SodaStream nie mam ochoty.

Dlatego cieszę się, że w końcu udało mi się zrobić ten krok w dobrym kierunku. Mniej plastikowych butelek to tak oczywista korzyść, że potraktuję ją po macoszemu i nie będę się zagłębiać. Za to poświęcę trochę uwagi oczywistym kalkulacjom.

Wodą, którą zazwyczaj kupowałam, była Żywiec Mocny Gaz. Wypijałam jedną butelkę wody dziennie. Cena tej w wody w moich okolicznych sklepach waha się między 2,89 zł a 3,90 zł. Ale powiedzmy, że uśrednię jej cenę do 3 zł. Licząc jedną butelkę wody dziennie, przez cały rok na wodę wydawałam 1095 zł.

Czasami do sklepu szłam jedynie po wodę i niestety, gdy ją kupowałam, dobierałam do niej jakiegoś batonika (z tą słabością walczę, choć nie jest łatwo). Zakładając średnią cenę 2,5 zł za batonika, niemal podwajałam kwotę wydaną na te niewielkie zakupy. Oczywiście, nie mogę napisać, że batonik wlatywał codziennie, ale nawet co drugi dzień daje nam to kwotę 455 zł. A uwierzcie mi, było to zdecydowanie częściej niż co drugi dzień.

Jeśli zatem zestawimy ze sobą te sumy: 1550 zł (woda butelkowana + batoniki) kontra ok. 183 zł (woda filtrowana), korzyści są oczywiste. Ponadto, gdy mam dzbanek w domu, nie będę musiała wychodzić specjalnie po wodę, a co za tym idzie, zjem mniej batoników.

Opierając się na wyliczeniach z internetu, litr wody z kranu kosztuje jakieś 0,004 zł. Więc nawet gdybym wypijała 2 litry dziennie, w sumie da nam to 2,92 zł za rok. Czuję się przekonana do opłacalności takiego “biznesu”.

Lepiej późno, niż później

Ponownie… wiem, że dla niektórych to oczywista oczywistość. Trochę czuję niesmak do samej siebie, że tyle czasu zajęło mi dojrzenie do tej decyzji. Jednak czasu nie cofnę. Teraz mogę jedynie postarać się przekonać więcej osób do wyboru wody innej niż butelkowana.

Mam też świadomość, że są badania wskazujące na wady filtrowania wody w domowych dzbankach oraz, że woda w Krakowie nadaje się do picia prosto z kranu. Jednak mi ta woda nie smakuje i wręcz śmierdzi metalem. Dlatego nie jestem w stanie pić jej bez filtrowania, a zastosowanie dzbanka z filtrem jest po prostu mniejszym złem niż plastikowe butelki.

Kwestię braku “gazu” jakoś przeżyję i powoli się przyzwyczajam. Też nie należę do osób, które “nie przełkną” niegazowanej wody. Na pewno też zdarzy mi się kupić butelkę gazowanej “tak dla smaku”. Ale graniczenie plastiku i oszczędności i tak będą znaczące.

Kilka słów o dzbanku

Przed zakupem dzbanka nie robiłam jakiegoś specjalnego researchu. Jak wspomniałam, skoczyłam do sklepu i wybrałam wśród dzbanków, które były dostępne. Mój wybór padł na Dafi Luna w kolorze szarym. (Jest kilka dostępnych kolorów, jeśli ma to dla Was znaczenie). W zestawie były dwa filtry Unimax Standard. Do tego dobrałam zestaw filtrów magnezowych Unimax Mg+.

O filtrach nie będę się specjalnie rozpisywać poza tym, że wg opakowania, wodę przefitrowaną Unimax Mg+ można wykorzystywać tylko do zimnych napojów, a Standard również do ciepłych. Nie znam powodów, ale mi to nie przeszkadza, gdyż piję tylko zimną wodę. A na herbatę mogę wodę zagrzać standardowo w czajniku.

Natomiast jeśli chodzi o dzbanek, to jego pojemność wynosi 3,3l. Nie posiada on żadnych zaawansowanych wskaźników, mowiących kiedy należy zmienić filtr. Ustawiamy datę ręcznie na wieczku suwaczkami. Mamy dwie podziałki – jedna wskazująca na miesiące, druga na dni (z podziałką co 5). Obok znajduje się również QR kod, kierujący nas do aplikacji, która może przypomnieć nam o wymianie filtra. Ja jej nie instalowałam. Sam filtr należy wymieniać raz w miesiącu.

Nie jestem specjalnym znawcą dzbanków filtrujących, ale z Dafi Luna jestem zadowolona. Cieszy mnie to, że woda filtruje się naprawdę szybko, więc nie muszę czekać specjalnie długo, aby się napić, gdy dzbanek się opróżni. Jestem ciekawa czy jest jakaś różnica w smaku wody z filtra Mg+, ale na jej spróbowanie muszę czekać jeszcze jakiś czas. Dam Wam znać 😉

Jestem dumna z tej zmiany.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top