Dzisiejszym wpisem rozpocznę serię tekstów na temat konkretnych kroków, które stały sie moimi październikowymi postanowieniami noworocznymi. Pierwszy na tapet trafia budżet. Czyli wszystko to, co jest związane z moimi miesięcznymi finansami.
Inspiracja
Finansami interesuję się od bardzo dawna. Jednak jest to temat, który raz traktuję poważniej, a innym razem bardzo po macoszemu. Niemniej jednak, nie jestem typem osoby, która w ogóle nie myśli o finansach. Staram się dbać o oszczędności, aby nie musieć martwić się o pieniądze na emeryturze. Na tym się głównie skupiam.
Ponadto, bardzo lubię czytać o finansach osobistych, zwłaszcza o sposobach ich zarządzania, dlatego kwestią czasu było, aż zacznę czytać książkę “Finansowe forteca“. Jej autorem jest Marcin Iwuć, który jest osobą dość znaną w środowisku finansów osobistych. Nie raz miałam okazję czytać jego bloga czy słuchać podcastów. Postanowiłam zatem sięgnąć po kompendium wiedzy, jakim jest “Finansowa forteca”.
Jest to ok. 800-stronicowe tomiszcze przepełnione wiedzą na temat finansów osobistych oraz różnego rodzaju finansowych narzędzi. W dniu, gdy piszę ten post, jestem dopiero w połowie, a już jestem pod ogromnym wrażeniem jej treści.
To, za co będę chwalić tę książkę, to język jakim została napisana. Mimo, że autor jest doświadczonym finansistą, opisuje nam wszystko w bardzo prosty i przystępny sposób. Jednocześnie zachowując szacunek dla intelektu swoich czytelników. Gdy ją skończę, na pewno opiszę więcej na ten temat.
Początki
Ponieważ jestem osobą, która często działa spontanicznie, nie miałam większego planu na to, jak będę realizować budżet. Oczywiście, idąc za radą p. Marcina, pierwszym etapem poznania swoich finansów, jest sprawdzenie jak wyglądają nasze przychody i wydatki.
Co do przychodów, kwestia jest prosta: pracuję na etacie + dorabiam sobie szyjąc maskotki. I w tych “zawrotnych” kwotach ciężko się pogubić. Gorzej z wydatkami.
Od początku prowadzenia sklepu Madena Handmade, zapisywałam wydatki na niego. Niestety, nie zawsze robiłam to rzetelnie. Czasami coś mi umknęło, albo uznałam to za nic nie znaczącą kwotę. I tak te niewielkie kwoty przeciekały mi przez palce. I widzę to dopiero, gdy zaczęłam skrupulatnie prowadzić moje zapiski.
Budżet
Cały plik prowadzę na dysku google, ponieważ tam mam do niego najlepszy dostęp. Wszystko odbywa się metodą prób i błędów w arkusz a’la excel. Opracowanie całego pliku zajęło mi kilka dni, gdyż z czasem, gdy go używałam, wprowadzałam ulepszające go zmiany.
W budżecie zawarłam:
1. część:
– kwota jaka “została” mi z poprzedniego miesiaca w dniu wypłaty;
– przychody z etatu;
– przychody ze sklepu.
2. część – wydatki z podziałem na kategorie:
– stałe – rachunki, raty, etc.;
– zaplanowane – wydatki jednorazowe, które planuję ponieść w danym miesiącu;
– oszczędności;
– subskrypcje – mogłabym uwzględnić to w kategorii “stałe”, ale dzięki temu widzę, ile w sumie mnie to kosztuje;
– jedzenie – tu chyba nie ma co tłumaczyć;
– firma – tu wpisuję wszystkie wydatki związane z zarabianiem pieniędzy poza etatem;
– zwierzęta – kwoty jakie wydaje na kota i węże;
– kosmetyki/chemia – zakupy zgodnie z nazwą kategorii;
– inne – wszystkie nieprzewidziane, pojedyncze wypadki z danym miesiącu.
Oczywiście ilość i rodzaj kategorii zależą od każdego indywidualnie, ale akurat te dobrze odzwierciedlają profil moich wydatków.
Ponieważ jestem na początku drogi, wiem, że przez pierwsze kilka miesięcy będę dopiero poznawać strukturę moich wydatków. Np. dopiero po pół roku będę mogła oszacować miesięczne wydatki na firmę czy kosmetyki, gdyż te bardzo dynamicznie się zmieniają.
Kolejny etap
I właśnie dopiero po tych kilku miesiącach będę mogła oszacować na czym tak naprawdę mogę oszczędzić. Jeść mniej? Niekoniecznie, ale może w wydatkach na firmę uda się coś uciąć (choć to traktuję jak inwestycje). Albo w kosmetykach bądź subskrybcjach, etc.
Na pewno będę widzieć, czy na firmie długookresowo więcej zarabiam, niż tracę (na razie wiem, że nie). A w zasadzie, ile wynosi mój wzrost sprzedaży z miesiąca na miesiąc. Myślę, że będę mogła wyciągnąć kilka ciekawych wniosków, ale na nie muszę poczekać jeszcze te kilka miesięcy. Bo zaczęłam kilka tygodni temu.
Nie wykluczone, że właśnie przez ten czas opracuję na tyle sensowny plik, że będę go Wam mogła udostępnić, tak byście sami podziałali w budżetowaniu. Ja wiem, że warto.
Słomiany zapał
Zawsze staram się być szczera i będę tym razem. Tak, należę do grona osób, które mają słomiany zapał. Nie wykluczone, że i tak bedzie tym razem. Póki co, wpisywanie wszystkiego do mojego budżetu bardzo mnie “cieszy”. Choć brzmi to niefortunnie, gdy weźmiemy pod uwagę, iż każdy wpis oznacza ubytek w portfelu.
Nie jest powiedziane, że swoje zapiski muszę prowadzić codziennie. Mogę to robić co kilka dni lub nawet raz w tygodniu. Na razie staram się wyrobić w sobie nawyk codziennego zapisywania wszystkiego. A jak ostatecznie wyjdzie, będę się “chwalić” za jakiś czas.
Również w kolejnych wpisach na ten temat, będę bardziej szczegółowo opisywać mój budżet.
CDN…