Pokusy minimalisty

Pomysł na ten wpis zrodził mi się w głowie bardzo spontanicznie. Zastanawiałam się nad tym, jaką naprawdę minimalistką jestem. Na ile spełniam swoje założenia w minimalistycznym życiu i co jeszcze mogę w tej kwestii poprawić. Myślałam również o tym, co najbardziej przeszkadza mi w byciu jeszcze lepszą minimalistką oraz dlaczego nie jest to tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Ach te pokusy…

Nieminimalistyczna garderoba

Cóż… to nie jest tak, że moja szafa i szuflady pękają w szwach. Jakiś czas temu zrobiłam pewne porządki – przejrzałam ubrania, w których nie chodzę lub były zniszczone i się ich pozbyłam. Jednocześnie wiem, że mogłabym mieć tych ubrań jeszcze mniej. Jednakże kapsułowa garderoba nie byłaby dla mnie najwygodniejszym rozwiązaniem. Po prostu lubię mieć “wybór”. Choć jest to chyba zbyt mocne słowo, w przypadku, gdy podstawą mojej garderoby są czarne T-shirty oraz jeansy. Jednak taki styl jest o tyle łatwy, że nie muszę się zastanawiać “Co dziś na siebie założę?”. Kilka minut każdego dnia i jestem gotowa do wyjścia.

Nieco trudniej robi się w przypadku większych wyjść. Jednak i na takie okazje mam pewien zapas ubrań. Oczywiście bywa tak, że kupuję coś pod konkretną okazję. Jednak obecnie zdarza mi się to dużo rzadziej. A to dzięki bardziej przemyślanym zakupom. Teraz przy wyborze jakiejś rzeczy, jeszcze w sklepie zastanawiam się, na jakie okazje może mi posłużyć. Poza tym, po tylu latach zakupów, mam w szafie takie okazy, które mogę wykorzystywać po kilka razy na różne wydarzenia.

Pokusy kosmetyczne

Muszę przyznać się bez bicia. Kilka lat temu wpadłam w małą pułapkę, jeśli chodzi o kupowanie kosmetyków. Był to czas, gdy bardzo wciągnęły mnie filmy na YouTube o tej tematyce. Miałam kilka ulubionych youtuberek, których filmy oglądałam codziennie. Nowe pudry, podkłady, paletki cieni, róże, pomadki, pędzle do makijażu. Nie mogę powiedzieć, że kupowałam je nałogowo, jednak stanowczo zbyt często, w stosunku do tego, ile ich potrzebowałam. Prawie każdy obejrzany filmik, każda recenzja, powodowały pokusy, aby kupić kolejną pierdołę. Podkład rozświetlający, bo moja cera wydawała się szara. Podkład matujący, bo wydzielała zbyt dużo sebum. Puder rozświetlający, bo podkład był zbyt matujący. Błędne koło.

Obecnie mocno przystopowałam z tymi zakupami. Nadal mam więcej niż jeden podkład, chociaż staram się je systematycznie zużywać. Od dawna nie kupuję nowych paletek cieni, używam “zapasów”. Na pewno szybko nie kupię kolejnej. I to mi odpowiada. Już nie mam zapasu bronzerów ani róży do policzków. Tylko to, czego używam na co dzień.

Nie ograniczam się jedynie w temacie dbania o cerę. Bardzo długo walczyłam z trądzikiem i obecnie nadal na mojej twarzy są widocznie blizny i przebarwienia po tej walce. Ponadto cały czas mam wrażenie, iż moja cera jest szara i “zmęczona”, więc szukam sposobów na poprawę jej stanu. Ale na ten temat rozpiszę się innym razem.

Pokusy gastronomiczne

Tutaj napiszę bardzo ogólnie. Jedną z moich największych pokus, jest chodzenie na łatwiznę w przypadku jedzenia. Przyznaję szczerze, iż zazwyczaj nie chce mi się gotować obiadów do pracy. Często załatwiam później ten problem jedząc pizzę, kebaba, burgera czy zamawiając gotowy obiad. Oczywiście, takie rozwiązanie ma swoje zalety – mam popołudniami więcej czasu. Nie tracę go na gotowanie czy mycie naczyń, a nawet na zakupy. Jednocześnie, nie jest to rozwiązanie idealne. Właściwie nie mam wpływu na to, jakiej jakości produkty trafiają na mój talerz. Są mocno przetworzone, na pewno bardziej tłuste, niż te przygotowane w domu oraz bardziej od nich kaloryczne.

Obecnie staram się to zmienić. Dużo częściej przygotowuję jedzenie w domu. Ponadto na urodziny, które miałam niedawno, dostałam w prezencie blender. Dzięki niemu odkryłam wiele możliwości jeśli chodzi o przygotowywanie smoothie. Przy okazji szukania przepisów na koktajle, znajduję wiele innych, ciekawych przepisów na proste i szybkie lunche do pracy. Pokusy zamawiania gotowych dań nie minęły. Jednocześnie na nowo odkrywam przyjemność płynącą z gotowania i przygotowywania ciekawych potraw ze składników, których do tej pory unikałam. Bardzo pozytywne doświadczenie.

Zakupy, zakupy

Nadal zdarza mi się bez konkretnego planu odwiedzać centra handlowe. Zdecydowanie rzadziej niż wcześniej, ale się zdarza. Chociaż obecnie częściej jestem osobą towarzyszącą, gdyż swoje zakupy ograniczam jak mogę. Zarówno w zakresie ubraniowym, jak i kosmetycznym. Bibelotów do domu nigdy nie kupowałam, bo nie jestem ich fanką. Czasami wpada mi do głowy pomysł kupna jakiejś płyty muzyka, którego obecnie słucham. Jednak zawsze wychodzi ze mnie pragmatyczna strona – przecież jego muzyki w każdej chwili mogę posłuchać na YouTubie. A przecież w obecnym aucie nie posiadam radia z CD. W domu też nie mam odtwarzacza. Więc byłoby to posiadanie dla samego posiadania. Czyli nie tędy droga 🙂

Mimo, że w ostatnich kilku miesiącach mi się to nie zdarzyło, ale pewnie niedługo wpadnę na pomysł kupna jakiejś książki. Jednak obecnie mam fazę na kupowanie klasyków, takich jak Mistrz i Małgorzata czy Portret Doriana Graya. Zatem są to pozycje, do których na pewno za jakiś czas wrócę.

Nowych akcesoriów kosmetycznych nie kupuję. Moja kolekcja pędzli do makijażu jest całkowicie wystarczająca. Lakierów hybrydowych też do zbiorów nie dorzucam.

Tatuaże

Heh. W tej materii nigdy nie będę minimalistką. Być może udało by się to jeszcze kilka lat temu. Jednak już jest za późno. Należę do wielkich fanów tatuaży. Obecnie niejeden zdobi moje ciało i bez wątpienia będą następne. I zdecydowanie nie są minimalistyczne. Wzory takich można bardzo często znaleźć w sieci. Jednakże moje tatuaże to spore dzieła, które są widoczne prawie zawsze.

Mam to szczęście, iż w mojej pracy tatuaże nie są przeszkodą, dlatego nie mam problemów, aby je pokazywać. Nigdy też nie spotkałam się z negatywnym komentarzem na ich temat. (OK, wyjątkiem jest ciocia o tradycyjnych poglądach, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia). Pokusa posiadania kolejnego tatuażu pojawia się tuż po skończeniu poprzedniego. Aczkolwiek z nią akurat nie zamierzam walczyć.

Jak widać powyżej, pokus napotykam kilka. Jednak staram się z nimi walczyć, aby moje określanie się minimalistką, miało jak najwięcej sensu. Nie chcę jednak robić tego diametralnie. Dla mnie jest ważne, aby nabrać odpowiednich nawyków, które nie będą mi sprawiały za jakiś czas trudności.

Uważam, iż w tym wypadku, metoda małych kroków sprawdzi się u mnie najlepiej.

A na jakie pokusy Wy, jako minimaliści, natrafiacie?

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top