#lessisnow challenge – tydzień 2

W tym tygodniu wyzwanie #lessisnow nieco wymknęło się spod kontroli. Ale na szczęście w dobrym kierunku. Można powiedzieć, że poszłam na rekord i pozbyłam się nie 7 a prawie 30 rzeczy. Oto jak do tego doszło…

Dzień 1.

Challengowy poniedziałek nie różnił się niczym od poprzednich dni. Ot, rozejrzałam się po otoczeniu i “wylosowałam” pakiet metalowych bransoletek, które – jak wiele innych przedmiotów – przeleżały w pojemniku dobrych kilka lat.

Ponieważ uważam, że nie ma sensu się rozdrabniać i wyrzucać takich rzeczy pojedynczo, do kosza poleciał cały pakiet 5ciu sztuk. Oczywiście mogłabym wyrzucać je pojedynczo i zgrywać bohaterkę, że ciągnę ten challeng przez długie miesiące. Ale moim celem jest pozbywanie się rzeczy, a nie przedłużanie tego dla zasady.

Dni 2-5.

Tu następuje mały plot twis, bo od wtorku do soboty nie pozbyłam się ani jednej rzeczy. Jakoś moje myśli kręciły się wokół całkiem innych spraw, więc wyzwanie zostało zawieszone. Oczywiście, mogłabym dla zasady wyrzucać jakies popierdółki, ale uważam, że nie o to w tym wszystkim chodzi.

Jednocześnie, z dnia na dzień pogarszała się moja sytuacja odzieżowa. Zrobiłam jakieś prania, pogrzebałam trochę w szufladach i okazało się, że nie mam gdzie tego upychać. Dlatego przez te kilka dni moje ciuchy były wszędzie, tylko nie na ich miejscu. I zamiast to poukładać, dokładam nowe ubrania do różnych stert. Nie muszę mówić, że czułam się coraz bardziej przytłoczona i sfrustrowana.

Ten stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie. Do tego zbliżał się koniec tygodnia, więc i małe podsumowanie challengu tu na blogu. Dlatego wczoraj wieczorem w końcu się za to zabrałam. I jestem w szoku.

Dzień 6.

Musiałam w końcu pozbyć się tych zalegających wszędzie ubrań. Ale też musiałam zadziałać sensownie. Dlatego wyrzuciłam te resztki odzieży, które zostały w komodzie i zaczęła się segregacja na to, co wróci do szuflad, a co nie. Nie mogę powiedzieć, że pozbyłam się wszystkiego, czego powinnam. Ale i tak uważam, że 23 szt. garderoby to niezły wynik.

Powody pozbycia się tych ubrań są różne. Jedne są już zniszczone, inne za małe, a jeszcze inne już mi się po prostu źle nosi. Teoretycznie mogłabym je “dociorać” do końca, jednak wolę czuć jakikolwiek komfort nosząc swoje ubrania. Dlatego niestety, ale nadszedł ich czas.

Dzień 7.

O ile wczoraj nastąpiła selekcja ubrań z ogółu (choć muszę nadmienić, że nie całego), o tyle dziś wybrałam te, które trafią na Vinted, a które wylądują w kontenerze. Niestety, tych drugich jest więcej. Jednak nie będę sprzedawała ubrań, które są zwyczajnie zniszczone.

Fakt, nie wszystkich z tych rzeczy musiałabym się pozbywac. Ale np. jest tu kilka koszulek, które nadają się tylko na takie “po domu”, a takich już i tak mam całkiem sporo. Więc niestety, ale ważniejsze jest dla mnie moje dobre samopoczucie i ograniczenie walki o przestrzeń w szufladach.

moje VINTED

Moja filozofia sprzedaży jest prosta: wybieram ubrania w dobrym stanie, ale sprzedaję je za kilka zł. Bo wiem, że są to ubrania noszone, ale też chciałabym, żeby komuś się jeszcze przydały. A nie robię tego w celach zarobkowych.

Niestety, rzadko udaje mi się coś sprzedać, ale ten tydzień należał do tych, gdy jedna z moich rzeczy znalazła nową właścicielkę. Cieszy mnie to, bo doceniam każdy odzyskany cm sześcienny przestrzeni. Do tego, jest to przedmiot spoza opisywanej puli. Więc kolejna rzecz mniej w domu.

Jak pisałam tydzień temu, wystawianiem rzeczy na Vinted miałam zająć się w ten weekend, ale ponownie byłam zajęta. Więc trafiły do specjalnego pudełka. Niestety, dopóki dzień się nie wydłuży, muszę opierać sie na weekendach, gdyż wtedy dopisuje światło (a w okresie zimowym i to nie zawsze). Niestety, często jestem wtedy zajęta, dlatego sprawa może się nieco przeciągnąć.

Ponadto postanowiłam dać niektórym rzeczom szansę na Vinted, ale nie mam co do nich wielkich nadziei. Dlatego, jeśli nie sprzedam ich w ciągu 2-3 tygodni, również wylądują w kontenerze. Gdyż chcę się ich naprawdę pozbyć.

Podsumowanie

Ten tydzień uznaję za wyjątkowo udany. Chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego. Możnaby uznać, że nieco zaburzyłam ten challenge, ponieważ miała być jedna rzecz dziennie, a okazało się inaczej. Trudno. Wyzwanie to było jedynie inspiracją z filmu Minimalizm: Czas na mniej. Natomiast w życiu realnym liczy się dla mnie efekt. A ten osiągnięty w tym tygodniu to blisko 30 rzeczy mniej w domu (5 bransoletek + sprzedana spódnica + 15 rzeczy do kontenera + 8 rzeczy na Vinted).

Niemniej, od jutra postaram się wrócić na właściwe tory i pozbywać się jednej rzeczy dziennie. Choć możliwa jest też powtórka z rozrywki i spory pakiet ubrań za tydzień… bo mam jeszcze kilka zakamarków, gdzie takie ubrania leżą.

Ale jestem mega zadowolona z tego, że obejrzałam ten film i podjęłam się tego wyzwania. Gdyby nie to, jeszcze długo walczyłabym z sobą, aby w końcu wyrzucić te rzeczy. Albo w ogóle bym o tym nie myślała. A tak, niemal połowa założonego czasu wyzwania, a ja już odzyskuję spore połacie przestrzeni.

Polecam to wyzwanie 😉

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top