Dziś w zasadzie mija 9. dzień wyzwania #lessisnow, które rozpoczęło się w dniu poprzedniego wpisu. Idzie całkiem lekko. Pewnie dlatego, że mam tyle niepotrzebnych rzeczy w domu. I naprawdę chętnie się tego pozbywam.
Dzień 1.
Nie musiałam się długo zastanawiać, co będzie pierwszą rzeczą, której się pozbędę. Już w tym wpisie pisałam, że mam kilka pomadek, z kórymi nie wiem co zrobić. Minął miesiąc, a ja dalej miałam ten sam problem.
Dlatego bez skrupułów sięgnęłam do mojej magicznej szuflady i wyrzuciłam tę pomadkę. Nie czuję się dumna z tego, że dołożyłam plastikową cegiełkę do świata. Jednak trzymanie tego w domu na niewiele by się światu zdało. Mam nauczkę, aby więcej nie kupować takich kosmetyków. A jeszcze kilku takich się pozbędę.
Dzień 2.
Tego dnia wyzwania #lessisnow wcale nie było trudniej. Ale, aby nieco urozmaicić rzeczy, które “wyrzucam”, sięgnęłam po baleriny z wieszaka na drzwiach. Nie wiem ile lat tam przeleżały. Możliwe, że nie miałam ich na nogach tyle czasu, ile mieszkam w tym miejscu, tj. 9 lat.
Nie były jakoś mega zniszczone, ale też nie były dla mnie wygodne. Dlatego też nie trafiły bezpośrednio do kontenera. Położyłam je obok śmietnika, bo wiem, że podobne rzeczy często w ten sposób znajdują nowych właścicieli. Może zostaną sprzedane, może przydadzą się komuś potrzebującemu. U mnie nie czekała ich żadna świetlana przyszłość. A też ich sprzedaż zajęłaby mi więcej czasu, niż były warte.
Dzień 3.
Tu wciąż nie szłam na łatwiznę. Rozejrzałam się po pokoju i mój wzrok wylądował na koszyczku na parapecie. Koszyczku, który spędził tam nietknięty kilka lat. I znalazłam plątaninę łańcuszków w marnym stanie.
Ciężko byłoby mi sobie wyobrazić, że kiedykolwiek je jeszcze założę, więc mógł je spotkać tylko jeden los. Niestety, ich stan nie pozwalał za bardzo na to, aby je sprzedać albo komuś podarować. Więc kosz był jedynym sensownym wyjściem. Niestety, takie są skutki kupowania takich bzdur za młodu.
Dzień 4.
Tu nastąpiła zmiana obiektów zainteresowań. Poprzednie małe rzeczy, zajmują niewiele miejsca. A co z czymś większym?
Magicznych szuflad mam chyba więcej niż myślałam i szukając szalika, znalazłam ten oto sweterek. Nawet nie pamiętałam, że miałam coś takiego. Możliwe, że odłożyłam go do sprzedaży, ale o tym zapomniałam. Czas zleciał, a on sobie spokojnie leżał we wspomnianej szufladzie.
W tym wypadku również nieco zmieniłam strategię. Sweterek nie trafił do kosza, ale do specjalnego pudełka, z którego rzeczy trafią na Vinted. Sweterek ten jest w dobrym stanie, ale jest na mnie sporo za mały. Warto zatem, aby trafił w nowe, dobre ręce.
Dzień 5.
W tym dniu nie wyszłam poza szafiarskie tematy, gdyż tuż obok sweterka znalazłam spodnie, które dzieliły jego los. To znaczy, leżały zakopane w szufladzie i czekały na lepsze czasy. Które być może nadejdą i te spodnie również znajdą nową właścicielkę.
Tutaj muszę wrzucić małe sprostowanie, gdyż tych spodni nie uwzględniłam we wpisach o #lessisnow na Facebooku. Prawdopodobnie się zakręciłam i mi to umknęło. Dlatego ciągłość na “fejsie” jest trochę inna niż tutaj.
Zarówno spodnie, jak i sweterek miałam wystawiać na Vinted teraz w weekend. Niestety wczoraj byłam zajęta, a dziś ani nastrój ani światło nie dopisywały. Dlatego muszą poleżeć w pudełku jeszcze tydzień i w kolejną sobotę lub niedzielę dostaną swoją szansę.
Dzień 6.
W tym dniu ponownie miałam ochotę sięgnąć po jedną z nieużywanych pomadek, ale trafiłam na coś innego. Tego pudru miałam pozbyć się już dawno, ale w międzyczasie postanowiłam, że poświęcę mu wpis gdzieś w moich Social Mediach, aby ostrzec przed nim inne użytkowniczki. Oczywiście, zapomniałam. A ten dziad przeleżał pewnie z rok wsród moich kosmetyków.
Dlatego stwierdziłam, że nie ma na co czekać, tylko trafił tam, gdzie dawno powinien. Szkoda tylko wydanych na niego pieniędzy i zużytego plastiku. Niestety, był tak beznadziejny, że oddanie go komuś, byłoby tylko z krzywdą dla tej osoby.
Dni 7-9.
Niestety, w miniony piątek i sobotę, nie miałam głowy do challengu. Nie tyle do pozbywania się rzeczy, co do uwieczniania tego. A chciałabym się dzielić moimi przemyśleniami na ten temat, gdyż jest to jedno z najbliższych minimalizmowi wyzwań, jakie podjęłam od dawna. Dlatego dziś do kosza trafiły 3 kolejne rzeczy.
Rzeczy ze zdjęcia to idealny przykład tego, ile bzdetów mnie otacza i na jakie bzdury wydawałam kiedyś pieniądze. Gdy patrzę na te trzy artefakty, ogarnia mnie takie wkurzenie, że nie umiem tego opisać. Bo o ile, wszystkie poprzednie rzeczy to albo nietrafione zakupy, albo przynajmniej częściowo zużyte, to to powyżej to niemal nowe rzeczy. Tylko dziadowskie i bezsensowne.
OK, mogę sobie tłumaczyć, że kiedyś była taka moda. Ale niekoniecznie musiałam za nią podążać. Dlatego teraz skrupulatniej analizuję ewentualne zakupy. I jak ognia unikam podobnego badziewia.
Podsumowanie
Te kilka dni było bardzo łatwe. Co tylko pokazuje, ile niepotrzebnych rzeczy mam w domu. A to zdecydowanie nie koniec. Sama jestem ciekawa, kiedy pojawią się trudności.
Zakładam, że mój challeng #lessisnow, będzie trwał 31 dni. Myślę, że jest to całkiem realny czas na takie wyzwanie. Jednocześnie jestem ciekawa, czy ilość bzdurnych przedmiotów w moim otoczeniu, nie przedłuży go choćby o kilka dni.
W wielu przypadkach mam wyrzuty sumienia, że ot tak muszę wyrzucić te rzeczy. Nie dlatego, że mi ich szkoda czy jestem do nich przywiązana. Przez to, że zużyto na nie plastik, którego i tak mamy w otoczeniu ogrom. Ale leżenie tych rzeczy u mnie w domu, nie poprawi ogólnej sytuacji. Natomiast, pozbycie się ich, daje mi wymierne korzyści, o których napiszę zapewne w podsumowaniu tego challengu.