MiniWakacje w marcu. Ateny i ja…

Dziś trochę kontynuacji prywaty zaczętej poprzednim wpisem na temat tatuaży. Aczkolwiek podążymy w totalnie inną stronię. Chciałabym napisać coś o podróżowaniu. I chyba trochę o spełnianiu marzeń. Och, Ateny!…

Grecja, Greece, Ellada…

Decyzja o wyjeździe była bardzo spontaniczna. Ot, siedziałam pewnego wieczoru, przeglądający Internety i stwierdziłam, że sprawdzę, ile kosztują bilety lotnicze do Aten. Czemu Ateny? Ponieważ od zawsze czuję pewien sentyment do Grecji. Pierwszy raz zwiedzałam ją trzynaście lat temu, jeszcze jako nastolatka. Spędziłam tam wówczas dwa naprawdę fajne tygodnie. Zwiedziłam wszystkie miejsca jakie należy zobaczyć będąc w Atenach – Akropol, Monastiraki, Wzgórze Likavitos, Port w Pireusie… Piękne miejsca. Plus obowiązkowe zdjęcie z “pajacami” pod Parlamentem.

Jednak trzynaście lat skutecznie rozmyło te wspomnienia. Jedno, które najmocniej zachowało się w mojej pamięci to to, że Ateny sprawiają wrażenie mega brudnych. Wydaje mi się, że to przez to, iż jest tam mnóóóóóstwo graffiti. Do tego dochodzi ogólny brak zieleni i sporo śmieci na ulicach.

Widok z Likavitos – morze betonu

Niemal od powrotu, marzyłam o tym, aby tam wrócić. Niestety, przez te kilkanaście lat, ciągle coś stawało na przeszkodzie. Natłok pracy. Zepsute auto, na które wydałam odłożone na wyjazd oszczędności. Albo inne, bardziej konieczne wydatki. Chyba każdy z nas to zna. Tak czy siak, wyjazd doszedł do skutku w marcu 2019 (tak, wpis jest z mocnym opóźnieniem). Z całej tej ekscytacji bilet kupiłam również mamie. Taki tam prezent bez okazji.

Moje zdanie o Atenach nigdy nie będzie obiektywne. Uwielbiam to miasto. To połączenie historycznej architektury z nowoczesną motoryzacją. To wspaniałe słońce, którego tak mi w Polsce brakuje. Tę bliskość morza, plaże, palmy… naprawdę marzę o mieszkaniu w takim miejscu. Ta podróż natomiast miała być tego namiastką.

Odwagi!

Gdybym miała możliwość spakować się i wyjechać do miejsca jak Ateny, czy bym to zrobiła? Naprawdę chcę wierzyć, że tak. Zawsze byłam bardziej niż mniej zachowawcza i ostrożna. Na szczęście z wiekiem mi to przechodzi. Być może dlatego, iż zaczynam rozumieć, że wiele granic leży w naszej głowie. Wynikają z naszych obaw “co ludzie powiedzą?”, “czy w nowych okolicznościach damy sobie radę?”, “czy w nowym miejscu będę bezpieczna?”. Ok, może nie w naszych głowach, ale w mojej na pewno.

Zawsze gdy jestem na rozdrożu, gdy mogę zastanawiam się, w którą stronę podążyć, coś lub ktoś zakotwicza mnie w jednym miejscu. Od wielu lat tym miejscem jest Kraków. Nie żałuję tego. Po tylu latach mam tu przyjaciół, pracę, ulubione miejsca (oraz takie jeszcze nie odkryte). Obecnie Kraków znam lepiej, niż miasto, z którego pochodzę. Taka kolej rzeczy.

Jednak nie potrafię wyrazić słowami tego, co czuję będąc w Grecji. Jest to taki poziom szczęścia, który czuje się w każdej komórce ciała. I tak naprawdę szczerze marzy mi się, abym nabrała takiej odwagi, która pozwoli mi się spakować i wyjechać tam na dłużej. Na dużo dłużej, niż trwałyby tradycyjne wakacje.

Taka tam łódka zaparkowana pod domem

Czy kiedyś nabiorę takiej odwagi, by się spakować i wyjechać? Nie wiem. Czy to hipokryzja, że piszę tego bloga, aby zainspirować Was do zmiany swojego życia, a tak bardzo boję się zmienić swoje? Wydaje mi się, że nie. Bądźmy szczerzy, łatwiej jest zmienić swoje konsumpcyjne nawyki, niż wywrócić całe swoje życie do góry nogami.

Jednak, jest we mnie jakaś pewność, że to się wydarzy. Że przyjdzie czas w moim życiu, gdy będę wstawać rano budzona promieniami greckiego słońca i kłaść się usypiana tonem fal tamtejszego morza. Choć nie mam pojęcia co pozwala mi tak myśleć i skąd ta pewność się we mnie bierze.

Salamina, czyli małe Ateny

Odkryciem tego wyjazdu, była najbliżej Aten położona wyspa. Salamina. Niemy świadek Bitwy pod Salaminą. Późniejsze miejsce kwarantanny chorych na cholerę. Szukając informacji na jej temat, znalazłam stwierdzenie, że wyspa ta to miniatura Aten. I chyba zgadzam się z tym stwierdzeniem. Króluje tu niemal identyczny styl architektoniczny, jednak odbiór jest dużo bardziej pozytywny – na Salaminie znajdziemy zdecydowanie mniej graffiti, zaś więcej zieleni. Oczywiście, nie znajdziemy tu takich perełek jak Akropol czy Parlament. Jednak, jeśli Waszym celem jest po prostu odpoczynek, wyspa ta jest idealnym wyborem.

Dojazd autobusem z centrum Aten do portu, skąd odpływają promy na wyspę, zajmuje ok. 40 minut. Co prawda, za oknami autobusu nie będziemy mieli zbyt wielu pięknych widoków, jednak dla mnie to nadal była zachwycająca podróż. Promy na wyspę odpływają mniej więcej co 15 minut i tyle też trwa przepłynięcie z portu na wyspę. Bilet? 1 euro.

Pyyyszne ośmiorniczki… jeszcze nie do jedzenia.

Czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce do życia? Godzina do centrum jednej z największych stolic Europy. Jednocześnie, nie ma tu tak wielu turystów jak w samych Atenach. Jest czyściej, spokojniej i ciszej. A my możemy brać przykład z Greków – siedząc pół dnia w kafejce, popijając kawę lub inny ulubiony napój.

Czy może być coś lepszego?

Grecja. Tam serce moje…

Będąc absolutnie szczerą, czuje duże wzruszenie oglądając zdjęcia, które zrobiłam podczas tego wyjazdu. Zdjęć robiłam sporo, jednak jeszcze więcej chciałam zapamiętać. Z resztą, nie mam talentu fotograficznego, nie potrafię dobrze uchwycić w kadrze tego, na czym mi zależy. Lepiej idzie mi patrzenie.

Spacer pod Akropolem. Kolejna wspinaczka na Likavitos (moje najukochańsze miejsce w Atenach). Spacer po Ogrodzie Narodowym. Pireus. Wspaniałe widoki na serpentynach za Atenami. I oczywiście Salamina.

Główny temat tego bloga to minimalizm. I całkiem sprawnie jestem w stanie sobie wyobrazić życie w malutkim domku przy plaży. Jeden mały pokoik z aneksem kuchennym i łazienką. Z łóżkiem i miejscem do czytania/pisania bloga. W miejscu, gdzie nie będę musiała robić zdjęć, by uchwycić promienie słońca odbijające się od lazurowej wody. Gdzie wystarczy wyjść za próg, aby móc napawać oczy takimi widokami. Z absolutnym minimum posiadanych przedmiotów. Bo nie one są najważniejsze.

Może łódka zamiast domku?

Kiedy znowu tam pojadę? Planuję wkrótce. Na pewno nie będę czekać kolejnych kilku lub kilkunastu lat. Zwłaszcza, że podróżowanie teraz jest łatwiejsze niż kiedykolwiek. Lot do Aten trwa ok. półtorej godziny. Czasami tyle stoję w korkach, wracając po pracy do domu. Tyle też, mniej więcej, zajmuje mi droga do rodzinnego miasta.

Wiem jedno. Kilka miesięcy temu, gdy zmieniałam pracę, robiłam to z poczuciem, że właśnie wkraczam na drogę, która bardzo zmieni moje życie. Jest to myśl, która tkwi w mojej głowie bez przerwy. Może nie mam póki co odwagi, by zostawić wszystko za sobą i zamieszkać w tym małym domku z widokiem na morze. Jednak uparcie i sukcesywnie dążę do realizacji swoich marzeń. I nigdy nie byłam bliżej ich spełnienia.

Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo chaotyczny wpis. Jednak myśląc o Grecji, nie potrafię mieć poukładane w głowie 🙂 czuję ekscytację, zniecierpliwienie, wzruszenie, szczęście i jednocześnie smutek oraz tęsknotę…

Mój ulubiony grecki przysmak

Dla Was, moi Drodzy, to tylko mniej lub bardziej ładne zdjęcia. Dla mnie każde z nich to symbol cząstki mnie, która tam została…

Teraz odpocznijcie po tym długim wpisie 🙂

2 thoughts on “MiniWakacje w marcu. Ateny i ja…”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top