Minimalizm to nie tylko ilość przedmiotów, które posiadamy. Ani ilość znajomych, z którymi utrzymujemy kontakty. Oczywiście, na nich w dużej mierze się opiera. Jednak na minimalistyczne życie składa się kilka również, na pierwszy rzut oka, mniej ważnych elementów. Dziś chciałabym zwrócić uwagę na to, jak estetyczny wygląd otoczenia, może mieć na nas wpływ.
Nieestetyczne otoczenie
Książki na półce? Pewnie. Jednak posegregowane według rozmiarów. Drobne pierdolety? OK, jednak niech chociaż walają się w małym pudełku, zamiast na całej “toaletce”. Właśnie na tak drobnych aspektach warto się skupić. Gdyż to z nich składa się cała nasza egzystencja.
Nie chcę nikogo uczyć życia ani porządków. Chcę jedynie zwrócić uwagę na pewne elementy naszego życia, które czasami mogą wydawać się nieistotne.
Być może wstajesz rano, wkurzona z jakiegoś powodu. Coś Cię denerwuje, chociaż nie masz pojęcia, co to jest. I być może nigdy się nie dowiesz, gdyż nie zdajesz sobie sprawy, jak mocno nasz mózg reaguje nieświadomie na otoczenie. A cały nocny stolik zawalony jest tubkami – z kremem do rąk, z kremem do twarzy, z kremem od pięt, z balsamem nawilżającym do ciała. Opakowania z suplementami – bo potrzebujesz magnezu, witaminy D/C/K… Po jednej stronie książka, którą zaczęłaś czytać. Z drugiej strony filiżanka po herbacie, którą wypiłaś przed snem. Z innej strony okulary, zegarek bądź inna biżuteria, zdjęta szybko po pracy.
Umiłowanie “porządku”
Tak w dwóch słowach można ująć moje podejście. Nie oznacza to, iż wielbię ascetyczny porządek. Oznacza to jedynie tyle, iż nie znoszę nadmiaru badziewnych bibelotów, namnożonych na półkach. Zbierających jedynie kurz. W swoim otoczeniu uwielbiam proste rozwiązania. I segregację.
Oczywiście, nie zamieniam miliona bibelotów na tysiąc pudełeczek, w których te bibeloty się znajdują. Segreguję przedmioty w pudełkach, schowanych do szuflad. To co muszę mieć na wierzchu pod ręką, również raczej wrzucam do jakiegoś pojemnika. Ponieważ nie znoszę, jak jakaś drobnica mi się wala po regałach.
Jednakże, najlepiej się czuję w otoczeniu, gdzie np. ozdobą jest jeden główny element, znajdujący się na pustym blacie/stole. Nie jest to przytłaczające, łatwo się sprząta. I łatwiej jest mi się skupić.
Pewnie, że zdarzają mi się poranki, gdy mój stolik nocny jest zawalony różnymi pierdołami. I to są właśnie te poranki, gdy po przebudzeniu coś mi nie pasuje. Takie utrzymywanie porządku jest też dla mnie bardzo pragmatyczne – nie obawiam się, że mój kot coś zrzuci i zniszczy. Ważne, aby na moim stoliku nocnym stała szklanka z wodą, którą pije kot 🙂
Zasada ta dotyczy nie tylko mojego stolika nocnego. Staram się, aby każdy blat w moim pokoju był jak najmniej zawalony czymkolwiek. Zdecydowanie ułatwia mi to porządki i czuję się pewniej, gdy Zara urządza sobie spacery po półkach.
Estetyczny minimalizm
Wydaje mi się, iż jest to ten aspekt, który bezpośrednio wynika z minimalizmu jako takiego. Oczywiście, trzeba mieć na uwadze te wyjątki, gdy ktoś zwie się minimalistą, jednocześnie kolekcjonując figurki z motywem króliczków wielkanocnych, ustawionych w każdym możliwym miejscu. Jednak takie wyjątki dla uproszczenia pominę.
Estetyczny minimalizm, objawia się według mnie na dwa sposoby. Po pierwsze, w palecie kolorów jaką wybieramy np. podczas zakupów ubraniowych bądź dobierania dodatków do domu. Osobiście uwielbiam białe meble na tle jednokolorowych ścian, do tego jeden dominujący dodatek (wazon lub doniczka z rośliną, jedna większa figurka, stonowany obraz w minimalistycznej ramie). W moim odczuciu, to wystarczy do stworzenia naprawdę przyjemnego wnętrza.
Drugim objawem estetycznego minimalizmu jest właśnie dobór dodatków i ozdób. Zarówno do wnętrz, jak i do outfitu. Wspomniana wcześniej ładna figurka na regale. Ładny elegancki zegarek, który będzie jednocześnie doskonałą biżuterią. Drobny naszyjnik. Absolutnie wystarczą, aby spełniać swoje role.
To są właśnie te drobne aspekty, na które warto zwrócić uwagę. Oczywiście, takie podejście ma istotną zaletę, o której wspomniałam wcześniej – dużo łatwiej utrzymać porządek. Czas sprzątania też się znacząco skraca. Jednocześnie, nadmiar pierdoletów nie odciąga naszej uwagi od rzeczy bardziej istotnych. Wiem z własnego doświadczenia, jak podczas czytania książki, mój wzrok padnie na jakiś nieistotny przedmiot, przez co tracę koncentrację.
Zdaję sobie sprawę, iż mój minimalizm estetyczny wynika właśnie z tego, że w prostszych wnętrzach łatwiej mi się skupić, przez co lepiej odpoczywam i pracuję. Wiem również, że estetyka jest kwestią bardzo indywidualną i nie każdemu takie wnętrza odpowiadają. Jednakże, jest to akurat ten aspekt minimalizmu, który sprawia mi najwięcej radości.