Moje wyzwanie #lessisnow szło mi całkiem nieźle i oczywiście zamierzam je kontynuować, jednak zaliczam obecnie przymusową przerwę, gdyż jestem w Atenach – moim ukochanym mieście.
Dwa tygodnie urlopu
Co prawda, mój wpis powstaje bliżej powrotu do Polski, niż przylotu do Aten, jednak wiadomo, że czas płynie nieubłaganie, a ja chciałam wykorzystać dni spędzone tutaj jak najlepiej. Aczkolwiek, nie zawsze odznaczało to robienie kilometrów po mieście i okolicach. Dziś z resztą też jest taki dzień, bo walczę z migreną, więc czas spędzam w łóżku. Takich dni wcześniej było dwa. I nie żałuję.
Wiem, że wielu osobom może się to nie mieścić w głowie, ale w końcu urlop to również odpoczynek fizyczny. A robienie po kilkanaście tysięcy kroków bywa naprawdę męczące. Moje łydki odczuwają to już od kilku dni. Ale nie narzekam. Takich dni też nie marnuję, gdyż ostro pracuję i szkolę się w tworzeniu stron. A mój projekt rusza już wkrótce <3
Niemniej, w czasie pobytu w Atenach odwiedziłam nowe miejsce na Pireusie, byłam na Glifadzie w mojej ulubionej tawernie, świętowałam na Wzgórzu Filopappou, odwiedziłam kolejną grecką wyspę i oczywiście pospacerowałam po centrum. Przede mną jeszcze 2 pełne dni, podczas których na pewno odwiedzę Likavitos, a dziś być może jeszcze zbiorę się na jakiś spacer. Choć to zależy od mojego samopoczucie. Póki co, tabletki nie pomagają 🙁
Ateny zawsze dają mi wiatru w żagle
Mój “tajemniczy” projekt zagnieździł mi się w głowie na kilka tygodni przed przyjazdem tutaj. Powód był bardzo prosty: podczas prac “uleprzeniowych” nad sklepem Madena Handmade, doznałam olśnienia. Zrozumiałam, że dużo lepiej pracuje mi się nad tworzeniem tej strony, niż nad szyciem maskotek. Do tego zadania przygotowałam się całkiem nieźle – zrobiłam rozbudowany kurs – i zrozumiałam, jak bardzo taka praca jest dla mnie satysfakcjonująca.
Gros prac nad nową stroną miałam zaplanowane na czas po powrocie, ale skoro znalazłam tu odpowiednie chwile, działam na pełnych obrotach. Ba, przechodzę kolejne szkolenia i godziny filmików na YouTube, aby jak najbardziej rozszerzyć swoją wiedzę i powoli stawać się profesjonalistą. Robię to wszystko w jednym kluczowym celu. Który już w wielu miejscach został wyartykułowany, ale tutaj jeszcze tego nie zrobię. Jednak będę cisnąć całą sobą, aby ten cel urzeczywistnić.
Nie marzenie, cel.
Tu jestem oazą spokoju
Od wielu miesięcy w mojej głowie i duszy rozpętał się prawdziwy i ogromny bałagan. W zasadzie jednym ze sposobów na poradzenie sobie z nim, jest właśnie wyzwanie #lessisnow. Choć to tak naprawdę pikuś. Na pomoc swojej głowie, rozpoczęłam od początku stycznia suplementację Ashwagandhą. Już kiedyś podejmowałam takie próby, jednak tamten środek w ogóle mi nie pomógł. Natomiast tym razem chyba trafiłam i naprawdę czuję się spokojniejsza. Jednak nie wzięłam tutaj tych tabletek ze sobą. Już wtedy czulam, że nie będą mi tu potrzebne.
I miałam rację. Podczas tego 1,5 tygodnia, gdy tu jestem, niemal w ogóle nie czuję stresu. Ot, momentami jakieś nerwowe chwile, ale to naprawdę nic przy emocjach, które potrafią mi towarzyszyć. Ma to jednak ogromną wadę – już czuję ogromny niepokój na myśl, jak duże zderzenie z rzeczywistością czeka mnie w Polsce. Ok, może na razie staram się o tym za dużo nie myśleć, jednak poniedziałek zbliża się nieubłaganie. I niestety, nie będzie to poniedziałek w słoneczku na ateńskim wzgórzu.
Czy w końcu pokocham to, co robię?
Tzn. jeszcze nie robię w pełnym wymiarze, ale dążę do tego, aby tak się stało. Całe moje życie jest składanką przypadków i przyjmowania rzeczy takimi, jakimi są. Ale w końcu poczułam pewien zew proaktywności i chęci do nauki. Nie hobbystycznie – jak fotografii – tylko zawodowo. Choć i fotografii poświęciłam sporo czasu i funduszy i być może będzie to jedna z moich biznesowych odnóg.
Niestety, ostatni czas nie za dobrze wpłynął na moje poczucie wartości w sferze zawodowej. W zasadzie, mocno je podkopał. Dlatego jestem na etapie utwierdzania się w przekonaniu, że nie tylko mogę coś zrobić, ale mogę to zrobić dobrze. Więc obecnie stawiam na proaktywność, naukę i budowanie marki osobistej. Czy taka zmiana jest możliwa w moim wieku? Za niecały miesiąc kończę 35 lat. Niektórzy, w tym wieku zaszli już naprawdę wysoko w swojej karierze zawodowej. Ja niestety, jestem na jej sporym zakręcie. Jednak jedno, ogromne marzenie, mocno definiuje mi dalszy kierunek rozwoju.
Nie wykluczam, że moje plany zostaną pokrzyżowane i za jakiś czas będę robić w życiu coś zupełnie innego, niż teraz planuję, jednak wszystko to będzie tylko etapem przejściowym. Jedno jest pewne: jeśli nie podejmę próby zmiany rzeczywistości teraz, nigdy nie dam sobie szansy znalezienia się w wymarzonym miejscu. A niestety, obecnie daleko mi do niego.
Moje myśli to ciągły rollercoaster
Mimo iż ostatnie dni przyniosły mi dużo spokoju, niestety, nie poprawiły diametralnie mojego nastroju. Wciąż walczę z gunwianymi momentami beznadziei. Dlatego muszę “wmawiać sobie”, że zmiana jest możliwa i realna. Bo w przeciwnym razie co innego mnie czeka? Jak już pisałam, jestem obecnie w bardzo nieodpowiadającym mi momencie życia. I niestety, ciężko mi jest sobie wmówić, że nie powinnam narzekać, bo “mam to czy tamto”.
Na szczęście są chwile, że faktycznie czuję ten wiatr w żaglach, o którym pisałam wcześniej. Jednak za moment jest on rozwiewany przez myśli o konieczności powrotu do rzeczywistości. I tu po raz kolejny – skupiam się na tym, iż jest to sytuacja przejściowa. Ale jakaś część mojego jestestwa tęski do przyszłości, którą zbudowałam sobie w głowie.