#lessisnow challenge – tydzień 5.

Jeszcze niedawno siadałam do poprzedniego podsumowania tygodnia, a już czas na kolejny wpis. Wciąż zostaję w obszarze porządków ubraniowych, bo ten challenge daje mi ogromnego kopa. Przez te kilka tygodni pozbyłam się większej ilości rzeczy, niż chyba przez ostatnie 2-3 lata.

Poniedziałek

Tydzień zaczęłam “tradycyjnie”, czyli od wytypowania randomowej rzeczy z mojego otoczenia, której się pozbędę. Trafiło na dwie takie poduszki ozdobne, które znalazłam w łóżku z poprzednim “pakietem” ubrań. Nie mam pojęcia, ile czasu te poduszki leżały schowane, ale ten czas na pewno można liczyć w latach.

Poduszki te nie trafiły do kontenera. Zostawiłam je obok śmietnika, gdyż uznałam, że może znajdzie się na nie chętny. Nie były zniszczone, więc szkoda byłoby je wyrzucać. Jedynie delikanie zakurzone, ale chyba każdy potrafiłby sobie poradzić z takim problemem.

Jednocześnie uznałam, że chyba ciężko byłoby je sprzedać, stąd decyzja o zostawieniu ich do zabrania. Uznaję, że znalazły nowego właściciela, gdyż zaniosłam je wieczorem, a rano – gdy szłam do pracy – już ich nie było.

Wtorek – sobota

Od wtorku niestety nic się nie wydarzyło w zakresie #lessisnow challenge. Czas przepłynął mi przez palce, a do tego w ogromnym zmęczeniu. Niestety, sytuacja z moim kotem mocno odbija się na moim spaniu. Od dwóch tygodni – odkąd zaczęła się choroba Zarki – nie mogę zasnąć, budzę się na długo przed budzikiem i jeszcze kilka razy w nocy. Ma to odbicie w moim ogarnięciu i samopoczuciu. W zasadzie codziennie marzę tylko o tym, aby po pracy się położyć i udawać, że mnie nie ma.

Na szczęście w tym tygodniu nie musiałam jeździć z kotem na codzienne kroplówki. Natomiast musiałam to zrobić w sobotę rano, przez co budzik miał swoją rolę do odegrania tego dnia. Ponadto, musiałam służbowo pojawić się na targach, więc dopiero popołudnie miałam dla siebie. I spędziłam je na spaniu. W ogóle nie miałam w głowie żadnych challengy ani innych aktywności.

Niedziela, czyli dziś

Wczorajsze śpiące popołudnie przyniosło pewne korzyści i dziś od rana wykazuję więcej aktywności. Co prawda, wcześnniej siedziałam nad stroną mojego sklepu, ale przyszedł czas na moje minimalistyczne wyzwanie. Co prawda, dziś nie jest tak spektakularnie jak ostatnio, ale korzyści są wymierne. Całkiem opróżniłam jedną szufladę, którą mogę przeznaczyć na jakieś sensowne przechowywanie.

Szuflada ta jest przedostatnim bastionem moich nieuporządkowanych rzeczy. Kolejna i /mam nadzieję/ ostatnia, będzie szafa. Tam pewnie też znajdę niejedną perełkę. Ale wracając do dzisiejszej szuflady…

Znalazłam kolejną partię ubrań, które czekały u mnie nie wiadomo na co. Tzn. wiadomo. Na to, aż schudnę. Przynajmniej to wnioskuję po rozmiarach tych ubrań. Bo w tej kupce nie ma ubrań zniszczonych (no może z małym wyjątkiem), tylko w dużo za małym rozmiarze. Ale chyba pora przestać się łudzić, że jeszcze kiedyś się w nie zmieszczę i wrzucić je w końcu na Vinted.

Choć znalazłam też kilka ubrań, w których jak najbardziej mogę i będę chodzić. A przynajmniej spróbuję. Jeśli plan ten spali na panewce, moje konto na Vinted poszerzy się o kolejne sztuki. To jednak okaże się za jakiś czas.

Kupka na sprzedaż

Partia ubrań, które trafią do odpowiedniego pudełka, była zdecydowanie największa, jaką wydobyłam z dzisiejszej szuflady. Było to 11 szt. garderoby. Bluzki, spódnice, spodnie, etc. U części minimalistów ta ilość to połowa całej garderoby. U mnie zapomniana szuflada. Czy zastanawialiście się kiedyś, ile takich ubrań leży u Was? Ja nigdy. I dopiero ten challenge mi to uświadamia.

Ta spódnica w biało – czarną kratkę na środku, to mój zakup z pierwszego roku studiów. A żeby Wam zobrazować, jak dawno to było – w 2023 roku obchodziłam 15-lecia zdania matury… I nie miałam żadnej nadprogramowej przerwy między maturą a studiami. Jest tam też kilka niewiele młodszych perełek, ale już nie będę się rozpisywać na ich temat.

Jednak, pomijając wiek tych ubrań, są naprawdę w dobrym stanie i mogę bez żenady puścić je dalej. Jestem pewna, że nowej właścicielce mogą posłużyć jeszcze długi czas. A u mnie przestaną w końcu zajmować miejsce. I łudzić, że jeszcze kiedyś się w nie zmieszczę.

Spodnie – zagadka

W całej tej plątaninie ubrań znalazła się jedna para spodni, z którą nie bardzo wiem co zrobić. Ogólnie są w dobrym stanie, poza dziur(k)ą przy jednej ze szlufek. Aczkolwiek myślę, że mogę spróbować wystawić je na sprzedaż za jakieś symboliczne 1 PLN. Nie dlatego, że chcę się dorobić na zepsutych spodniach. Ale może ktoś będzie miał chęć je naprawić i nie wylądują w koszu.

Biorę pod uwagę, że wiele moich ubrań może nie znaleźć nabywców. Nie jest to dla mnie jakiś wielki problem. Jak już pisałam, wówczas przygotuję po prostu paczkę ubraniową, którą wystawię na Allegro. Często z takich okazji korzystają osoby prowadzące second handy, więc rzeczy te i tak mają szansę trafić do drugiego obiegu. Jeśli natomiast ten sposób się nie sprawdzi, zostają kontenery.

Niemniej, chcę spróbować sprzedać te rzeczy, żeby choć w minimalnym stopniu odzyskać jakieś środki. Niestety, choroba kota to nie są tanie rzeczy i każdy grosz się przyda. Oczywiście, nie chodzi o to, że mam zarobić krocie na tych ubraniach. Ale nawek kilkadziesiąt złotych na plus będzie przyjemną niespodzianką.

Wyzwanie trwa

Jak pisałam wcześniej, mój challenge #lessisnow nadal trwa. Może nieco zmieniła się jego formuła i nie pozbywam się jednej rzeczy dziennie, ale średnia wychodzi dużo lepsza. Jasne, że mogłabym udawać, że codziennie coś wyrzucam i ciągnąć ten challenge jeszcze tygodniami. Ale dla mnie liczy się efekt. A ten jest mega zadowalający.

Dzisiejsza opróżniona szuflada to pewnego rodzaju kropka nad “i”, gdyż ta przestrzeń zdecydowanie mi się przyda na różne bibeloty związane z szyciem maskotek. A tych mam całkiem sporo jak na minimalistkę. Co prawda, ostatnio udaje mi się w miarę schodzić ze stanów materiałów. Jednak wciąż pojawiają się zamówienia, przez które muszę domawiać plusze. Na szczęście jest ich coraz mniej. Aczkolwiek, to może się zmienić z dnia na dzień.

Dziś wciąż nie zrobię podsumowania tego wyzwania, ale zdecydowanie mogę napisać, że jestem zadowolona, dumna i zmotywowana do dalszych porządków. I cieszę się, że zabrałam się za to teraz, gdy jeszcze daleko do planowanej przeprowadzki…

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top