Ok, macie mnie. Nie do końca w kosmetyczce, a raczej na regale z kosmetykami. To, co dziś będę opisywać, nie zmieściłoby się w przeciętnej kosmetyczce. Mam za dużo podkładów i muszę je zużyć. Właśnie zebrałam je do kupy i policzyłam 8! sztuk.
Moja faza na kosmetyki
Raczej ciężko nazwać mnie fanatyczką kosmetyków. Obecnie na codzień zazwyczaj używam prostego zestawu: podkład + korektor pod oczy + puder + tusz do rzęs. Opcjonalnie bronzer. Właściwie używam dwóch pudrów: jeden pod oczy, a drugi na całą twarz. I tak myślę, że to tak bez szaleństw.
Aczkolwiek, jeśli weźmiemy pod uwagę cały moj zestaw kosmetyków, jest tego naprawdę sporo (choć nie idę na rekord). I o ile wszystko raczej mieści się w normie, te moje 8 buteleczek podkładów nieco mnie zaskoczyło.
/Choć właśnie otworzyłam jeden – ten najbardziej zakopany w szufladzie, tj. Golden Rose Total Cover – i już po zapachu czuję, że po zrobieniu mu zdjęć wyląduje w koszu. Dobrze, że to w zasadzie końcówka. Sama sobie zadaję pytanie: czemu go nie wykończyłam? Przecież lubiłam ten podkład./
Aby jeszcze zaznaczyć tło akcji. Od lat zdarzało mi się oglądać kanały beauty na YouTubie. I nie raz zadziałał na mnie marketing, przez który miałam ochotę wypróbować jakiś kosmetyk. Zwłaszcza podkład, bo wiedziałam, że tego używam regularnie. Ale i tak skończyłam z 8 buteleczekami otwartych podkładów. Dziś zarządam sobie rygor zużycia ich wszystkich, zanim kupię kolejny.
Podkład na każdą okazję
Aby oddać mi sprawiedliwość, to nie jest tak, że wszystkie te podkłady są takie same. Są lepiej i słabiej kryjące. Są też jaśniejsze i ciemniejsze odcienie. Do tego oczywiście różne marki. Jeśli jesteście ciekawi czego używam, oto lista:
- Bourjois Healthy Mix
- NAM Real Skin Foundation
- NAM Smart Flawless Foundation
- Rimmel Wake Me Up (2 szt.)
- Rimmel Lasting Finish
- Janda Sceniczny Make-Up
- wspomniany już Golden Rose Total Cover
Jeżeli macie jakiekolwiek pojęcie, widzicie, że są to część z nich w zamyśle podkłady dobrze kryjące. Choć nie wszystkie dają radę na mojej cerze. Chyba najgorzej spisuje się NAM Real Skin Foundation. Mam wrażenie, że już po godzinie/dwóch “znika” z mojej twarzy.
Aczkolwiek, kilka miesięcy temu odkryłam kosmetyk, który w ogóle nie spełnia swojego przeznaczenia, jest natomiast świetną bazą pod podkład. A mowa o kroplach korygujących “blue matcha” od Bielendy. Serio. Zadaniem tych kropli jest zwężenie porów pod makijażem, czego totalnie nie widzę. Ale póki co, większość podkładów doskonale mi się otrzymuje na tych kroplach. Natomiast zużyć je to prawdziwe wyzwanie, gdyż do pokrycia twarzy wystarcza dosłownie 2-3 krople. A ich pojemność wynosi 30 ml. Data ważności na moim opakowaniu to 05.2025 r., więc mam nadzieję, że mi się to uda.
Skąd ten zryw?
Cóż, wkurza i przytłacza mnie ilość rzeczy. Nie wszystkich jestem w stanie pozbyć się szybko. Moich podkładów owszem. Jak pisałam, w większości dno już się zbliża. Czemu więc nie zużywam ich od razu? Mechanizm jest prosty, a zarazem przykry i tak wyglądają jego etapy:
- widzę, że kończy mi się podkład
- idę do sklepu i kupuję kolejny na zapas
- używam od razu nowego podkładu, bo chcę “go przetestować”
- tak go zużywam, aż trafiam do punktu 1. I karuzela kręci się dalej.
Kto tam nie był? Jednak w końcu przychodzi dzień jak dzisiaj, gdy stwierdzam, że to ten moment, gdy trzeba zrobić z tym porządek. Po prostu muszę podjąć kolejne kroki ku odgruzowaniu swojego otoczenia.
Jasne, że z czasem i tak bym pewnie zużyła je wszystkie (no może poza GR Total Cover, bo wiemy jak on skończy), ale teraz chcę działać systemowo. Nie używać ich losowo, tylko systematycznie zużywać po kolei.
Ok, z małymi wyjątkami, bo w najbliższym czasie czeka mnie kilka wyjść, na których będę musiała użyć tych lepiej kryjących podkładow, nawet, gdy w użyciu będą inne.
Oczywiście, najlepszą drogą byłoby nie kupować tyle tego dziadostwa i nie musieć w ogóle o tym myśleć. Ale skoro mleko się wylało, trzeba choć zlizać piankę i uwolnić przestrzeń. Małymi kroczkami. Jak w metodzie Kaizen.
Minimalizm w (pozostałych) kosmetykach
Mogę napisać, że moim problemem są głównie podkłady. Głównie, ale nie tylko. Bo istnieje jeszcze jedna grupa kosmetyków, która jest dla mnie dużo bardziej problematyczna. Głównie dlatego, że nie tylko na codzień, ale w zasadzie w ogóle ich nie używam. A mam ich całkiem sporo, ze względu na kolory.
Mowa o pomadkach. Tych naprawdę nie wiem jak się pozbędę w “humanitarny” sposób. Realnie wypadałoby je wyrzucić, aczkolwiek trochę się to kłóci z wieloma komórkami w moim mózgu. Jednocześnie wszystkie są wymacane, co wg mnie skutecznie wyklucza oddanie ich komuś. Macie jakieś pomysły na sensowne zmniejszenie ich ilości?
Może poszukam jakichś inspiracji na internecie i stworzę serię makijaży i zdjęć z ich wykorzystaniem? Może. Byłoby mi łatwiej, gdybym wiedziała, że pomadki mi pasują. A mam wrażenie, że tak nie jest. Po co mi zatem były te zakupy? Szczerze, nie wiem. Dobrze chociaż, że zajmują niewiele miejsca.
Takie dłuższe P.S.
Coraz lepiej zdaję sobie sprawę, że cały ten blog prowadzony jest bardziej pamiętniczkowo, niż poradnikowo. Bo tak też traktuję tego bloga. Jest to moje miejsce na wyrzucenie z siebie myśli, które nie raz bywają dla mnie przytłaczające. I choć nie mogę napisać wszystkiego, co mi leży na sercu, mam tu swój wentyl bezpieczeństwa.
Zdaję sobie również sprawę, że nie jest to kierunek, w którym idą obecnie blogi. W końcu za pamiętniki służą vlogi na YouTubie. A blogi mają być elementem stron ofertowych, generującym ruch. Jednak w tym wypadku w mojej sytuacji również wygrywa blog. Wielu rzeczy nie nagram tak, jak mogę je napisać.
Poradnikowo – rozrywkowo działam za to więcej na YouTubie. Dlatego zapraszam na mój kanał: magdaerka. Tematyka szeroka: trochę węży, trochę fotografii, trochę zwiedzania. Minimalizmu jeszcze nie ma. Może kiedyś się pojawi.
P.S. 2
Pierwotnie ten tekst napisałam tydzień temu, tj. 27.11.2023 r. W tych kilka dni zużyłam już dwa podkłady: Rimmel Lasting Finish oraz Bourhjois Healthy Mix. Jeśli dodamy do tego Golden Rose, już mam 3 buteleczki mniej w domu.