Za nami pierwszy miesiąc 2019 roku. Jednocześnie pierwszy miesiąc życia mojego bloga. Dla mnie był to czas mocno świadomego minimalizmu, gdy jeszcze bardziej niż zwykle, zastanawiałam się nad swoimi zakupami i otoczeniem. A skoro udało mi się przeżyć cały ten czas bez kupna nowej rzeczy, czemu nie zrobić z tego wyzwania dla samej siebie? Zatem zaczynamy rok z #nonshopping !:)
Styczeń (prawie) bez zakupów
Początkowo nie było to zamierzone działanie z mojej strony. Nie planowałam tego, że nie będę kupować nowych rzeczy przez cały miesiąc. Ba! Kilka razy nawet byłam w galerii handlowej. Jednak za każdym razem raczej z głosem gdzieś z tyłu głowy, że przecież niczego nowego nie potrzebuję.
Mam spodnie, koszulki, bluzy czy swetry, w których chodzę na co dzień. Mam bardziej (nazwijmy to) eleganckie ubrania, jeśli akurat tego dnia mam ochotę coś zmienić w swoim outficie. Posiadam wszystkie kosmetyki, których używam, zarówno codziennie, jak i na większe wyjścia.
Oczywiście, to nie jest tak, że przez cały styczeń nie kupiłam absolutnie niczego. Musiałam kupić jakieś środki czystości, czy podstawowe kosmetyki do pielęgnacji. Jedzenia dla siebie i rzeczy dla kota 😉 również nie uwzględniam.
OK, jest jeszcze jedna “rzecz”, której zakupu nie potrafiłam sobie odmówić. Było to kilka książek, które miałam na swojej liście “do przeczytania”. Aczkolwiek tego zakupu absolutnie nie żałuję.
Jednak naprawdę zobaczyłam, że nie muszę kupować nowej koszulki, tylko dlatego, że nastał nowy miesiąc. Albo nowej spódnicy, tylko dlatego, że właśnie odbywały się poświąteczne wyprzedaże.
Trudności płynące z #nonshoppingu
Największa trudność? Przekonać moją przyjaciółkę, że nie potrzebuję tych wszystkich rzeczy, które podsuwa mi na każdych wspólnych zakupach 🙂 Oczywiście, taki mały żarcik, gdyż moja przyjaciółka coraz bardziej zdaje sobie sprawę, jaki styl życia postanowiłam prowadzić. Chociaż często w tym względzie jest moim przeciwieństwem.
Jednocześnie uświadamia mi to, jak wiele rzeczy kupiłam właśnie “dzięki” niej. I absolutnie, nie winię jej za to, gdyż jestem dorosłą osobą, która podejmuje własne decyzje. Jednak chyba każdy z nas zna tę sytuację, gdy na wspólnych zakupach ktoś przynosi nam jakąś część garderoby i podpowiada:
– Kup, bo ładne.
– Kup, bo tanie.
– Weź, bo jest na promocji.
– Weź, bo będzie pasować ci do tych spodni, które masz.
Cóż, myślę, że właśnie nasunął mi się temat na osobny wpis, czyli Wspólne zakupy. 🙂
Ogólnie rzecz ujmując, nie zawsze łatwo jest wytłumaczyć osobom z naszego otoczenia, dlaczego nie korzystacie z wyprzedaży. Przecież to taka okazja! No jasne, wyprzedaże są OK, pod warunkiem, że np. zaplanujecie wcześniej zakup jakiejś części garderoby i upolujecie ją w niższej cenie. Jednak kupowanie czegokolwiek, tylko dlatego, że widzimy przekreśloną cenę i obok niższą, moim zdaniem jest bezsensowne. Najgorzej, gdy w domu okazuje się, że macie rzecz bardzo podobną, o niemal takim samym przeznaczeniu.
Kolejną trudnością, zwłaszcza dla osób, które wcześniej chodziły na zakupy dla zabicia czasu, jest znalezienie sobie alternatywnego zajęcia. Jeśli Twoja sobota polegała np. na tym, że spędzałaś/eś 4-6h w galerii handlowej, będziesz musiał/a jakoś inaczej zagospodarować sobie ten czas. Jednak pamiętaj, że zyskujesz wtedy godziny, które możesz poświęcić na samorozwój, spotkania z rodziną czy przyjaciółmi, czytanie książek, poznawanie swojej okolicy, siłownię, basen i tak bez końca… Możliwości jest mnóstwo i warto z tego korzystać.
Następna przeszkoda? Myślę, że walka z samym sobą. Przekonać siebie, że naprawdę nie potrzebujemy kolejnej rzeczy do kuchni czy ubrania. Oczywiście, świadomy minimalista ma dużo łatwiej, jednak każdemu zdarzają się chwile słabości, gdy po prostu chcielibyśmy sprezentować sobie coś nowego. W nagrodę za wykonane zadanie, za ciężki dzień czy ograniczenie zakupów.
Założenia na kolejne miesiące
Jestem realistką – uważam, że mało prawdopodobne jest, iż do końca roku niczego nie kupię. Zwłaszcza, że mam kilka przedmiotów już zapisanych na swojej zakupowej wish liście. Jednak zdecydowanie będą to zakupy bardziej przemyślane i uzasadnione.
Dlaczego wyzwanie #nonshopping? Ponieważ chciałabym się zmotywować do jeszcze lepszego planowania swoich zakupów i użytkowania posiadanych już rzeczy. Jeśli trafi się okazja, w której będę musiała wyglądać w określony sposób, chciałabym ten problem rozwiązać przy pomocy posiadanych już rzeczy. Mimo iż przecież zakup nowej sukienki często jest najłatwiejszą drogą.
Ponadto, pieniądze, które wydałabym na na kolejną koszulę, chciałabym przeznaczyć na wizytę w ciekawej restauracji, w której spróbuję czegoś nowego. Albo kilka takich par spodni może sfinansować mi ciekawą wycieczkę na weekend. Nie będę ukrywać, że za inspirację posłużyła mi niedawno recenzowana książka “Rzeczozmęczenie”
J. Wallmana. Trzymam zatem kciuki sama za siebie, abym kolejnym wpisem o #nonshopping, mogła pochwalić się takimi aktywnościami. Kilka mam już w planie 🙂
Dlaczego #nonshopping, jak przecież jednak #jakiśshopping planuję? Chciałam, aby nazwa była dosadna i wskazywała jasno kierunek, w którym chciałabym zmierzać. I myślę, że rzeczy, które planuję kupić, mimo wszystko mi w tym pomogą. Za przykład niech posłużą mi buty – wiele par, które posiadam, chciałabym zastąpić dwoma lub trzema, które będą dla mnie dużo bardziej uniwersalne.
Zachęcam do udziału w wyzwaniu. Nie tylko w jego ekstremalnej formie, ale również jako zwykłe ograniczenie niektórych zakupów ubraniowych czy kosmetycznych.