Tutaj na wstępie nie napiszę nic odkrywczego – minął kolejny miesiąc. Nie wiem, czy to przez to, że luty jest najkrótszym miesiącem. A może w moim wieku czas tak mija… minął mi on mega szybko. Ponieważ w styczniu postanowiłam podjąć się wyzwania #nonshopping, poniżej kilka zdań ode mnie z tym związanych.
Moje zakupy w lutym
Tym razem mogę niemal z czystym sumieniem napisać, iż poza zakupami spożywczymi i absolutnie koniecznymi zakupami kosmetycznymi, nie popełniłam żadnych zbędnych zakupów. Wyjątkiem było kilka par skarpetek i paru sztuk bielizny, jednak to było akurat konieczne 🙂
Nie będę ukrywać, że zdarzają się momenty, gdy wpada mi do głowy pomysł, aby pochodzić po którejś z krakowskich galerii. Dla zabicia czasu oraz z myślą, że może coś ciekawego wpadnie mi w oko. Jednak mocno trzymam się postanowienia, że nie będę dokładać do swojej szafy zbędnych rzeczy. Wynik? Żadnego wypadu do galerii w celach rozrywkowych. Byłam może trzy razy i to z konieczności.
Odkryłam również swoją kolejną słabość. Ponieważ od ponad roku sama robię sobie hybrydy na paznokciach, czasami nabieram ochoty, aby dokupić jakiś nowy lakier do swojej kolekcji. Która z resztą najmniejsza nie jest – mam bazę kolorów, którą spokojnie mogę operować pewnie z kilka lat. Zatem powstrzymuję się przed zakupem kolejnych. Podczas porządków lakierów hybrydowych akurat się nie pozbyłam, gdyż paznokcie robię co tydzień, więc je zużywam. Wyrzuciłam natomiast cały zapas zwykłych lakierów, które zbierały jedynie kurz w koszyku. Wynik? Nie kupiłam żadnego nowego lakieru.
Mocno również powstrzymuję się przed kupowaniem nowych książek. Czasami wchodzę na strony internetowe różnych księgarni i wyszukuję tytuły, które mogłyby mnie zainteresować. Jednak postanowiłam, że będę kupować książki, które będę chciała mieć w swojej biblioteczce. Są to pozycje, do których na pewno będę chciała kiedyś wrócić. Ciężko określić mi zasadę, którą się kieruję w wyborze. Po prostu czuję, że są książki, które za jakiś czas przeczytam ponownie. Są też takie, które przeczytam raz, takich już nie kupuję. Je wypożyczam albo znajduję ebooki. Wynik? Żadna nowa książka nie wylądowała na mojej półce.
Ćwiczenia w pakowaniu na wyjazd
Tak się złożyło, że w lutym spędziłam służbowo kilka dni w Warszawie. Jak zwykle w moim wypadku, pakowanie sprawiło mi niewielkie trudności. Niestety mam ogromną tendencję do pakowania większej liczby rzeczy, niż potrzebuję.
Kupiłam sobie jednak kilka typowo podróżnych opakowań, np. na szampon czy na żel pod prysznic, aby nie targać ze sobą dużych butelek. Dzięki temu ograniczyłam w pewnym stopniu miejsce w kosmetyczce oraz wagę bagażu. Ponieważ był to mój pierwszy wyjazd tego typu ze znajomymi z nowej pracy, ciężko było mi ocenić, jaka garderoba mi się przyda. Na szczęście udało mi się “nie przeholować” z zabranymi ubraniami.
Akurat pakowanie do Warszawy było dobrym ćwiczeniem przed pakowaniem na wakacje, na które wybieram się za kilka dni. Na szczęście udało mi się wyciągnąć pewne wnioski i tym razem poszło mi trochę lepiej. Co do wyjazdu, wpis na jego temat na pewno się pojawi. Będzie to stanowiło pewnego rodzaju pamiątkę dla mnie. Ponieważ wielu minimalistów powtarza (parafrazuję) – zbieraj wspomnienia, nie pamiątki.
W czasie urlopu również będę się mocno pilnować w temacie kupowanych rzeczy. Raczej zakładam, że będą to jakieś ciekawe artykuły spożywcze. Dla mnie i przyjaciół.
Łatwo nie jest
Zdecydowanie. Ze względu na wyjazd służbowy, o którym pisałam wyżej, musiałam pewnego dnia wybrać się do galerii handlowej, aby kupić odpowiednią koszulę. Muszę przyznać, że kusiło mnie przejście po kilku sklepach i kupienie choćby najtańszej koszulki. Żeby mieć coś nowego. Na szczęście moja słaba silna wola tym razem nie zawiodła. Mam nadzieję, że w kolejnych wpisach na ten temat, również będę mogła pochwalić się takim małym sukcesem.
Co prawda, planuję pewne zakupy. Jednak myślę, że kluczowe jest tu stwierdzenie planuję. Gdyż nie jest to spontaniczne wyrzucanie pieniędzy na kolejne ubrania. Wiem, czego obecnie potrzebuję i konkretnie ta część będzie moim celem. Nic zbędnego.